A czy zdarza się pani urządzać kolacje dla przyjaciół, towarzyskie spotkania z winem i rozmowami? Co wtedy podaje pani na stół?

To bardzo dobre pytanie, bo rzeczywiście mocno koresponduje z włoską tradycją. Takie uczty są zupełnie inne niż w Polsce czy w Rosji. Tutaj królują smak i minimalizm. Ważne jest też, kogo się zna, to znaczy czy ma się jakieś znajomości wśród dostawców świeżych produktów. Dzięki temu mamy niezawodny pretekst do spotkania. Mój znajomy, Giorgio, jest producentem szparagów. Co roku, w środku sezonu, Giorgio dzwoni i mówi, że za dwa dni przywiezie mi 10 kilogramów szparagów. Wtedy jest właśnie czas na zaproszenie gości. Jedziemy wówczas do Piemontu lub Friuli po 50 butelek lokalnego wina, które jest wyjątkowo pyszne i nadzwyczaj tanie, bo kupione bezpośrednio, a potem wspólnie z zaproszonymi gośćmi szykujemy te szparagi. Kolacja składa się z jednego dania, czasem jeszcze deseru, ale za to jakiego! Widzimy, co gotujemy, wiemy, skąd pochodzą wszystkie składniki. Jedzenie bardzo proste i minimalistyczne, a jednak trochę dziś snobistyczne i ekstrawaganckie. Uwielbiam takie przyjemności, bo są okazją do spotkania, rozmowy. Nikt nie narzeka, ale rozkoszuje się chwilą, jedzeniem; to wszystko jest wyjątkowe. Z kolei w Mediolanie mam znajomych, którzy znają dostawcę fantastycznej cebuli. To jednak nie taka zwykła cebula, tylko pewna jej fenomenalna odmiana – prosto z Tropei w Kalabrii, bardzo słodka, o pięknym fioletowawym odcieniu. Można z niej przygotować prawdziwe cuda. Gdyby więc ktoś zapytał na ulicy, czy chcesz cebulę, zapytaj, skąd pochodzi. Jeśli z Tropei, nie zastanawiaj się dwa razy!